Wczoraj poczułam co to znaczy cieszyć się jak dziecko! ROWER.
Po kilku dniach walki z dojazdem do pracy na wszystkie możliwe sposoby, łącznie z marszem pieszo x kilometrów z obdartymi do żywego piętami powiedziałam dosyć. Przecież na balkonie stoi zupełnie nowiutki cudowny rowerek :)) Czas go użyć w celu praktycznym, ale liczyłam na to, że sprawi mi dojazd do pracy rowerem również trochę przyjemności.
Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że jazda na rowerze sprawia tyle radości. Nigdy nie wolno było mi zbyt wiele jeździć na rowerze, jak trenowałam, więc moje ostatnie wspomnienia z przejażdżek rowerowych pochodzą z lat 90-tych. Miałam już chrzest bojowy w postaci wycieczki rowerowej po cudownie błotnistych lasach, gdzie na przemian ogarniały mnie strach, zniechęcenie i radość z przejechanej jak dla mnie trudnej trasy.
Początek był ciężki - samochody stojące w korku, przeciskanie się między nimi lub ludźmi na chodnikach, nie wiadomo co lepsze. Na szczęście pojawiła się ścieżka rowerowa i skończyła prawie pod pracą. Przejechała ponad 14 km w niecałą godzinę - radość miałam jak dziecko. Przez cały dzień nie było innego tematu niż rower. Mój dzień był zupełnie inny - pełen endorfin zgromadzonych podczas kręcenia pedałami.
Teraz nie wyobrażam sobie w ciepły i słoneczny dzień wsiąść do jakiegokolwiek środka komunikacji. Moje zdanie chyba podziela wiele osób, bo na trasie spotkałam dziesiątki rowerzystów zmierzających do pracy. Tym bardziej rósł mi uśmiech na twarzy.
Cały czas jestem strasznie pozytywnie nastawiona i mam nadzieję, że ten stan potrwa jak najdłużej!
Jutro basen, ale po pracy - kolejna moja ukryta przez lata miłość :)
Tę przygodę opiszę innym razem.
A tymczasem polecam wszystkim przesiadkę na rower i czerpanie przyjemności z ruchu już od samego rana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz